Odkąd wróciłam do pracy na cały etat, sporo mi umyka. Wycofałam się nieco z wirtualnego życia. Cierpię na wieczny brak czasu. Nie mam kiedy usiąść i napisać nowy post, nie mam czasu dodać zdjęcia na Instagramie czy skrobnąć zdanie na Fejsiku. Nie chcę rezygnować z blogowania, bo nadal to kocham. Mam masę pomysłów na wpisy, mnóstwo produktów, które chciałabym Wam polecić i poczucie, że zaniedbuję swoich czytelników (a kilku wiernych jeszcze zostało). Wymyśliłam więc te podsumowania miesięczne. W nich będę mogła opowiedzieć Wam co u nas, zatrzymać chwilę i podrzucić garść inspiracji. Zaczynamy!
Uwielbiam czytać książki. Pamiętam, że jako kilkuletnia dziewczynka biegałam do biblioteki, która znajduje się dwa domy dalej i prawie codziennie coś wypożyczałam. Sama. Czytać nauczyłam się mając 5 lat. Niestety nie pamiętam kto mnie nauczył, nie pamiętam też by czytano mi na dobranoc. Nikt nie podsuwał lektur, nikt nie kierował na właściwą czytelniczą drogę. Odkrywałam je sama, zatracałam się w wymyślonych życiach i pokochałam całym sercem. Inaczej chcę postąpić z moimi dziećmi. Chciałabym by lektury nie zamykały ich, a otwierały na świat i rodzinę. By tomiszcza nie dzieliły grubym murem, a łączyły nas we wspólnej pasji, zabawie i może kiedyś dyskusji. Chciałabym przekazać im serce do książek.
Jeżeli cały czytelniczy rok będzie taki jak styczeń, to zapowiada się naprawdę udane 12 książkowych miesięcy. Nie miałam w styczniu złej lektury, a nawet jeżeli któraś książka nie była najwyższych lotów, to właśnie takiej w danym momencie potrzebowałam.
Wiem, wiem. Tak jak nie ma idealnego momentu na dziecko, tak samo nie ma idealnej różnicy wieku pomiędzy rodzeństwem. Śmiem jednak twierdzić, że 3,5 roku, czyli taka różnica jaka dzieli Polkę i Emila, bliska jest ideału.